piątek, 19 stycznia 2018

Sztuka komplementowania

Na dzisiejsze spotkanie przybyli: Małgorzata, Wiesław, Aneta, Teresa, Jan, Dorota, Arek, Milena i Wiesława, która zajrzała do nas dosłownie na trzy minuty z prośbą o modlitwę. Bywa, że poważne kryzysy stają się przełomami i od nich zaczynają się zmiany prowadzące ku bardziej zadowalającej przyszłości. 

W trakcie rundki jeszcze raz modliliśmy się wspólnie w intencji osoby będącej na grupie. Wierzymy, że Bóg chce mieć społeczność z człowiekiem i dlatego z ufnością przedstawiamy Mu nasze prośby w modlitwie. Po zakończeniu rundki, która dla większości była podsumowaniem dobrego tygodnia, jeszcze przed przerwą zaśpiewaliśmy dwie pieśni. Wiesław prowadził nasz śpiew, dzielnie akompaniując na gitarze naszym pieśniom, śpiewanym na chwałę Bożą. 

Po przerwie wszyscy wzięliśmy udział w zabawie, która polegała na przypomnieniu sobie i opowiedzeniu o tym, co każdy z nas zrobił w przeszłości, co trudno było zrobić i co dało nam powód do dumy. Po wysłuchaniu wypowiedzi jednej osoby, pozostali uczestnicy mówili, za co chcieliby pochwalić osobę opowiadającą o swoim sukcesie. Nasze komplementy mieliśmy rozpoczynać od słów: "potrafisz ..., umiesz ..., udaje ci się ..." itp. Mieliśmy unikać wyrazu "jesteś ...", który poprzedza nadanie komuś czegoś w rodzaju etykietki. Mieliśmy raczej skupić się na tym, co każdy z nas potrafi robić dobrze, co jest naszą mocną stroną, jakie trudne do zrobienia rzeczy udało nam się już zrobić w przeszłości. Żeby łatwiej było mam odszukać w pamięci nasze sukcesy, mogliśmy skorzystać z kilkunastu zdjęć, obrazujących wiele dziedzin naszego życia.


Najprzyjemniej było jednak słuchać, kiedy sami mówiliśmy o sobie wiele budujących rzeczy. Miło było też usłyszeć słowa docenienia, z ust ważnych dla nas osób. 

Na następnym spotkaniu Janek zaprezentuje film, którego nie udało nam się obejrzeć dzisiaj. Zastanowimy się też, skąd biorą się w naszym życiu wątpliwości i jak to zrobić, żeby nie były one dla nas ciężarem. 

Słowo Boże, mówiące właśnie o wątpliwościach, to: 

Ewangelia Jana 7, 1-49 
A potem chodził Jezus po Galilei; nie chciał bowiem iść do Judei, bo Żydzi zamierzali go zabić. A było blisko żydowskie święto namiotów. Rzekli więc do niego bracia jego: Odejdź stąd i idź do Judei, żeby i uczniowie twoi widzieli dzieła, które czynisz. Nikt bowiem nic w skrytości nie czyni, jeśli chce być znany. Skoro takie rzeczy czynisz, daj się poznać światu. Bo nawet bracia jego nie wierzyli w niego. Wtedy Jezus powiedział do nich: Czas mój jeszcze nie nadszedł, lecz dla was zawsze jest właściwa pora. Świat nie może was nienawidzieć, lecz mnie nienawidzi, ponieważ Ja świadczę o nim, że czyny jego są złe. Wy idźcie na to święto; Ja jeszcze nie pójdę na to święto, ponieważ mój czas jeszcze się nie wypełnił. To im powiedział i pozostał w Galilei. A gdy bracia jego poszli na święto, wtedy i On poszedł, nie jawnie, lecz jakby po kryjomu. Żydzi zaś szukali go w czasie święta i pytali: Gdzie On jest? A wśród tłumów wiele mówiono o nim. Jedni powiadali: Dobry jest; inni zaś mówili: Przeciwnie, przecież lud zwodzi. Nikt jednak o nim nie mówił jawnie z obawy przed Żydami. A gdy już minęła połowa świąt, wstąpił Jezus do świątyni i nauczał. I dziwili się Żydzi, i mówili: Skąd ta jego uczoność, skoro się nie uczył? Na to odpowiedział im Jezus, mówiąc: Nauka moja nie jest moją, lecz tego, który mnie posłał. Jeśli kto chce pełnić wolę jego, ten pozna, czy ta nauka jest z Boga, czy też Ja sam mówię od siebie. Kto od siebie samego mówi, ten szuka własnej chwały; ale kto szuka chwały tego, który go posłał, ten jest szczery i nie ma w nim nieprawości. Czy to nie Mojżesz dał wam zakon? A nikt z was nie wypełnia zakonu. Dlaczego chcecie mnie zabić? Lud odpowiedział: Demona masz! Kto chce cię zabić? Odpowiadając Jezus, rzekł im: Jednego dzieła dokonałem, a wszyscy się dziwicie. Wszak Mojżesz dał wam obrzezkę (nie iżby ona pochodziła od Mojżesza, lecz od przodków) i w sabat obrzezujecie człowieka. Jeżeli człowiek w sabat przyjmuje obrzezkę, aby nie był naruszony zakon Mojżesza, to dlaczego się na mnie gniewacie, że w sabat uzdrowiłem całego człowieka? Nie sądźcie z pozoru, ale sądźcie sprawiedliwie. Wtedy mówili niektórzy z mieszkańców Jerozolimy: Czy to nie jest Ten, którego chcą zabić? A oto jawnie przemawia i nic mu nie mówią. Czyżby rzeczywiście przełożeni doszli do przekonania, że to Chrystus? Ale o nim wiemy, skąd pochodzi; gdy zaś Chrystus przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd pochodzi. Wtedy Jezus wołał w świątyni, ucząc i mówiąc: I znacie mnie, i wiecie, skąd jestem, a przecież sam od siebie nie przyszedłem, gdyż godzien wiary jest Ten, który mnie posłał, a którego wy nie znacie. Ja go znam, bo od niego jestem i On mnie posłał. I starali się go pojmać, lecz nikt nie podniósł na niego ręki, gdyż jeszcze nie nadeszła jego godzina. A wielu z ludu uwierzyło w niego i mówiło: Czy Chrystus, gdy przyjdzie, uczyni więcej cudów, niż Ten ich uczynił? I usłyszeli faryzeusze, że lud takie rzeczy o nim mówi; wówczas arcykapłani i faryzeusze wysłali sługi, aby go pojmali. Wtedy rzekł Jezus: Jeszcze krótki czas będę z wami, potem odejdę do tego, który mnie posłał. Szukać mnie będziecie, lecz nie znajdziecie, a gdzie Ja będę, wy przyjść nie możecie. Wtedy Żydzi mówili między sobą: Dokądże Ten chce się udać, że my go nie znajdziemy? Czy chce się udać do Żydów rozproszonych między Grekami i uczyć Greków? Cóż to za słowa, które wypowiedział: Szukać mnie będziecie, lecz nie znajdziecie, a gdzie Ja będę, wy przyjść nie możecie? A w ostatnim, wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej. A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli; albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż Jezus nie był jeszcze uwielbiony. Tedy niektórzy z ludu, usłyszawszy te słowa, rzekli: To jest naprawdę prorok. Inni mówili: To jest Chrystus; a jeszcze inni mówili: Czy z Galilei przyjdzie Chrystus? Czy Pismo nie mówi, że Chrystus przyjdzie z rodu Dawida i z Betlejemu, miejscowości, gdzie mieszkał Dawid? Powstał więc z powodu niego rozłam między ludem. Niektórzy z nich chcieli go pojmać, lecz nikt nie podniósł ręki na niego. Przyszli tedy słudzy do arcykapłanów i faryzeuszów, którzy ich zapytali: Dlaczego nie przyprowadziliście go? Słudzy odpowiedzieli: Nigdy jeszcze człowiek tak nie przemawiał, jak ten człowiek mówi. Wtedy odpowiedzieli im faryzeusze: Czy i wy daliście się zwieść? Czy kto z przełożonych lub z faryzeuszów uwierzył w niego? Tylko ten motłoch, który nie zna zakonu, jest przeklęty.

Spotkanie zakończyliśmy modlitwą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz